Artysta
Dołączył: 09 Cze 2007
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Legendy |
|
Legendy i Baśnie - Bal duchów
Zdarzenie to miało miejsce w murach zamczyska Sobień dawno temu, bo na długo przed pierwszą wojną światową.
W Tyrawie Wołoskiej miało odbyć się wesele. Znani ze swej dobrej muzyki weselnej, muzykanci z Fuzel zostali wynajęci na tę okazję. Wyszli około południa z domu, oczywiście szli pieszo więc musieli wcześniej wyjść aby zdążyć. Słońce było jeszcze wysoko na niebie, gdy dotarli do Sobienia. Zmęczeni upałem letnim, postanowili usiąść w cieniach zamku i odpocząć. Resztę trasy zamierzali przejść nocą. Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez gęste gałęzie drzew oświetlając tajemnicze mury zamczyska. Było cicho. Wokół słychać tylko świergot ptaków i szum drzew
Nagle, gdzieś zza murów zamczyska wyszedł elegancko ubrany młody panicz. Skierował swe kroki w stronę muzykantów. Powitał ich i zapytał o przyczynę pobytu na Sobieniu. Dowiedziawszy się wszystkiego, zaproponował aby zechcieli zagrać dziś wieczorem w tym że zamku na balu. Obiecał tez dobrą zapłatę. Muzykanci byli nieco zdziwieni, bo przecież ten zamek to ruina, lecz obietnica dobrego zarobku kusiła ich. Więc przyjęli zaproszenie. Panicz zaprowadził ich przez piękny dziedziniec do jeszcze piękniejszej Sali balowej, w której byli już pierwsi goście
Zabrzmiały pierwsze takty muzyki, nieśmiałej, bo muzykanci na takich balach nie grywali, ale powoli w miarę, jak przybywało gości, muzyka ich stawała się śmielsza , pełniejsza. Panwie po każdym tańcu (co było w zwyczaju) do basów wrzucali złote monety. Cieszyli się muzykanci, że trafiła się taka okazja dodatkowego zarobku, i to w złocie. Grali i grali bez ustanku całą noc. Bo nawet i goście w tańcach nie ustawali i chociaż te trwały od wielu godzin po gościach nie widać było zmęczenia
Wraz z pierwszym pianiem koguta tańczące pary powoli wychodziły z Sali. Z dziedzińca dochodził odgłos odjeżdżania powozów i koni. Sala balowa opustoszała. Pierwsze promienie słońca przebiegły przez okna zamku. Nagle okazało się że sala balowa zniknęła, zostały tylko mury bez drzwi i okien, a dzieciniec wczoraj piękny-dziś pełen polnych kwiatów, chwastów, krzaków, głogów. Zamiast posadzki mieli gróz z sypiących się murów.
Zaskoczeni tą nagłą zmiana muzykanci nie wiedzieli co zrobić, co to za dziwy, czy to jawa czy sen. Nagle przypomnieli sobie że basista ma w basach złote monety. Basy były bardzo ciężkie. Wysypali więc wszystko co w nich jest, i okazało się że to nie monety lecz białe kamyczki. Strach ich obleciał. Czym prędze pozbierali instrumenty i prawie biegiem udali się w kierunku Tyrawy Wołoskiej, aby jak najdalej od Sobienia. Dowiedzieli się potem że zamek spłoną akurat gdy trwał bal. Więc domyślili się że grali na balu duchów.
Legendy i Baśnie - Bałtyckie Demony
Do dziś wielu marynarzy, żeglarzy i rybaków wierzy w magiczną siłę morza, które żywi, pomaga odkrywać tajemnicze światy. Bywa, że zabiera w wieczność.
Już starożytni czcili morskich bogów, których sprawczą działalność opiewają starożytne mity. Ten świat wierzeń w bóstwa i demony ma swoje odzwierciedlenie w mitologii słowiańskiej, wzbogaconej o wpływy skandynawskie.
W bliższej nam północy znany był Wikingom m.in. Aegir, władca morza, przebywający na jego dnie, otoczony złotymi skarbami z zatopionych statków. Jego żona łapała marynarzy w olbrzymie sieci, celowo powodując przy tym sztormy i burze, które niszczyły statki. Pojmani marynarze byli uroczyście podejmowani i goszczeni w jej pałacu.
Słowiańscy morscy bogowie w przeciwieństwie do innych morskich nacji przetrwali wyłącznie w legendach, spisanych dopiero współcześnie. Temat ten jest nam przybliżony m.in. przez Zofię Drapelle oraz Agnieszkę Lipińską.
Swojego morskiego Neptuna mieli Kaszubi, którego zwali Goskiem. Poruszał się po powierzchni morza łodzią ciągnioną przez morskie rumaki. W swoim domostwie na dnie Bałtyku urządzał przyjęcia, zapraszając na nie różnorakie straszydła. Był otoczony nimfami, które podobnie do kaszubskich kobiet spacerowały po plażach, wypatrywały rybackich łodzi, naprawiały sieci bądź prały rybackie odzienia.
Kaszubi – marynarze przywozili ze sobą opowieści o morskich syrenach, które śpiewem uwodziły nieszczęsnych żeglarzy. Rodzime syreny nazywali morzeczkami, które także śpiewały i uwodziły, wciągając nieostrożnych w głębiny. Tak jak greckie stworzenia, były to pół ryby, pół kobiety, noszące na szyi korale z bursztynów.
Nad jeziorami, których na Kaszubach pełno, morskie nimfy nazywane były redunicami. Stąd nazwa rzeki – Radunia. O topielcach mówiono, że porwały ich piękne redunice, dlatego łatwiej było ukoić ból po stracie kogoś bliskiego. Warunkiem związania się z człowiekiem, był zakaz podglądania ich. Mąż bowiem nie mógł zobaczyć błon między palcami nóg ani płetw u bioder. Legenda głosi iż pewien rybak, który poślubił piękną nimfą wyłowioną z jeziora, wnet ją utracił z powodu nadmiernej ciekawości. Wierzono, że nimfy, tak jak ludzie umierały z miłości za ziemskimi mężami, których musiały porzucić, a ich matki, które nie mogły przeboleć utraty córek zamieniały się w łabędzie i odlatywały za morze.
Także w Bałtyku istniały morskie potwory. Skandynawowie wierzyli w Jarmungadra wywołującego sztormy, Kaszubi w morskiego kura. Były to dziwaczne ryby, wieszane u powały w chatach, by wskazywać kierunek wiatru lub nadejście sztormu. Demon Szaleniec mieszkał na Biegunie Północnym, a w pobliskiej Szwecji rozwiązywano worki z wiatrem kierując go na kaszubskie brzegi.
Aby uchronić się przed groźnymi bóstwami, kaszubi czynili znaki krzyża i wypowiadali stosowne zaklęcia.
Legendy i Baśnie - Mit o śmierci Baldura
Baldur, syn Odina i Friggi, był najpiękniejszym i najszlachetniejszym wśród bogów. Kwitnący młodzieniec, bóg światła i wiosny, tego, co dobre i sprawiedliwe, najbardziej kochany przez wszystkich Asów.
Boska matka Frigga miała pewnego dnia zły sen, Widziała jak Hel, bogini śmierci, uprowadza jej umiłowanego syna Baldura. Także Baldur miał sen, że jego młodemu życiu grodzi niebezpieczeństwo. Przywołał, więc Odin prastarą Walę, strażniczkę Hel, z jej grobu, by zdobyć pewniejszej wieści. Na pytanie, kogo oczekuję w królestwie Hel, dostał odpowiedź: "Baldura, dobrego, się czeka. Zabije go Hödur, jego ślepy brat."
Asowie i boginki radzili pełni troski o życie ukochanego i postanowili, że wszystkie stworzenia, na niebie i ziemi, złożą świętą przysięgę, że niczego Baldurowi nie uczynią. Sama Frigga skłoniła ogień i wodę, olbrzymy i elfy, ludzi, zwierzęta i rośliny by surowo trzymały się przysięgi.
Od tej chwili mijała cel wszelka broń, którą kierowano przeciw Baldurowi, by wypróbować przymierze, a stało się wśród Asów prawdziwą zabawą, rzucać w niego pociski, z których żaden nie trafiał.
W radzie bogów brał także udział podstępny i knujący intrygi Loki. Gdy bogowie raczyli się zabawą z Baldurem, podszedł do dobrej Friggi, przebrany za żebraczkę i wykradł jej tajemnicę: Na dębie przed bramą Walhalli rósł krzew jemioły. Nie ciążyła na nim przysięga, był za słaby i niepozorny, zdradziła mu Frigga.
Loki oddalił się szybko, przyjął swą prawdziwą postać i pospieszył do dębu. Odciął gałązkę jemioły i wrócił w krąg bogów, którzy wciąż raczyli się radosną zabawą. Na uboczu stał jeno brat Baldura, ślepy Hödur. "Jak mam z wami igrać oczy moje nie znają światła?" Odrzekł markotnie na pytanie Lokiego.
"Napnij łuk, tu jest strzała", rzekł Loki i podał mu gałązkę jemioły, "Będę celował za ciebie!"
Ślepy Hödur uczynił wedle rozkazu złego boga, a Baldur, jak rażony piorunem, opadł bez ducha na ziemię.
Tak spełniła się okrutna przepowiednia Wali.
Jeno słowo Odina, iż Hödur wypełnił przeznaczony Baldurowi los, ochronił mordercę przed zemstą bogów.
Sposobili się potem na rozkaz boskiego ojca, by pogrzebać ciało Baldura.
Nigdy przedtem nie panowała w Asgardzie ni zamieszkałej przez ludzi ziemi większa żałoba jak po Baldurze, ukochanym bogu.
Na brzegu morza Asowie postawili statek Baldura, a na nim ułożyli stos. Gdy położyli na nim zwłoki, Nanna, żona Baldura, nie potrafiła znieść tego widoku, a serce jej pękło ze zgryzoty. Ułożyli ją, więc Asowie u boku Baldura.
Wszyscy bogowie złożyli bogu słońca słowa nadziei na drogę. Nikt jednak nie wie, co Odin wyszeptał szlachetnemu nieboszczykowi do ucha.
Thor podłożył ogień pod potężnym stosem. Wepchnął przy tym w płomienie karzełka o imieniu Lit, który wszedł mu pod nogi. On zaś spłonął.
Potem olbrzymy pchnęły statek ku falom i oddały go morzu. Coraz potężniejsze płomienie go otaczały, a sycił je dziki wiatr niosący łódź, jak wielka pochodnia ofiarna gnał po raz ostatni przez morze.
Gdy odmęty chwyciły łapczywie za płonące bele i wciągnęły na dno ich żar, zdało się czekającym na brzegu Asom, jakoby cały świat tonął w odmętach zmierzchu.
Nikt nie zaznał większej zgryzoty po śmierci Baldura niż jego matka Frigga. Czy na zawsze odebrano Asom i światu ludzi Baldura, boga wiosny? Czy serca Hel, bogini królestwa zmarłych, nie można zmiękczyć, by oddała ulubieńca bogów?
Po ciągłych prośbach Friggi Hermodur, boski posłaniec, postanowił oswobodzić swego brata.
Dam ci Sleipnira, mego rumaka, na daleką podróż," rzekł Odin do swego syna, "Pewnie poprowadzi cię do celu, bo drogę tą zna."
Dziewięć nocy gnał boski posłaniec konia, aż ośmionogi rumak dotarł do mostu, który prowadził do Hel. Hermodur ważył się śmiało wstąpić do królestwa zmarłych. Wnet zobaczył Baldura, ukochanego brata, pogrążonego we śnie i bladego, siedzącego u boku Nanny. Szepnął do niego słowa pocieszenia. Posłaniec bogów trudził się tyleż długo, co daremnie, by ułagodzić ponurą Hel. Z lodowatym chłodem spojrzała na niego. Potem pozwoliła usłyszeć swój głos: "Kto umarł, zostanie w moim królestwie. Także Baldur należy do Hel. Lecz mimo to, spełnię życzenie bogów i oddam go wolności, jeśli wszystkie stworzenia na świecie, martwe czy żywe, będą go opłakiwać. Jeśli choć jedno stworzenie odmówi uczestnictwa we łzach, Baldur pozostanie po wszechczasy w królestwie zmarłych.
Hermodur pośpieszył z powrotem na dwór Asów. Baldur i Nanna dali mu prezenty na drogę, które miał zanieść dla Odina i Friggi.
W Walhalli czekali już wszyscy w napięciu na posłańca. A Frigga pełna nadziei rozesłała wnet Alby, duchy podziemi, swych posłańców, po całym świecie, by pozyskać wszelkie stworzenia w imię powrotu Baldura, boga wiosny. "Myślcie o moim ukochanym synu", kazała im powiedzieć, "i płaczcie nad jego śmiercią, a bogini podziemnego świata zezwoli mu na powrót."
Trudy Friggi wydały się nie być daremne, wszelkie stworzenie, do którego dotarli posłańcy, było pełne litości i płakało nad bogiem światła. Alby wyruszały już w drogę do domu.
Wszelkie stworzenie, nawet skostniałe kamienie, płakały nad losem Baldura. I wtedy Alby spotkały w ponurej grocie okrutną olbrzymkę, Thög było jej imię, nie uroniła ni łzy nad śmiercią Baldura i nie poruszyła jej żadna prośba.
Tak, więc pozostał Baldur w królestwie Hel.
Wielu Asów dotkniętych odmową ponurej baby, sądziło, że Loki wciąż uprawia swe przepełnione nienawiścią dzieło.
Gdzież podział się podstępny morderca? W środku rozpaczy, gdy wszystkimi wstrząsnęło morderstwo, zdradziecki Loki zdołał uciec. Uciekł do Riesenheim, schował się w starej osamotnionej kryjówce. Lecz bogowie znaleźli jego ślad. Lecz gdy zbliżyli się do domu, którego okna wychodziły na wszystkie strony świata, podstępny Loki uciekł. Zmienił się, jak to często czynił, w łososia i schował się pod wodospadem. Przedtem wrzucił do ognia sieć, którą sporządziłby wypróbować, czy można go nią złapać.
Przyprawiło go to o zgubę, bo bogowie odnaleźli w popiele odcisk sieci i wiedzieli, gdzie i jak mają go złapać. Choć czynił wszystko, by ujść przed pogonią, bogowie pochwycili go.
Zemsta Asów była tak samo okrutna jak zbrodnia, którą popełnił Loki. Poprowadzili go na wyspę w królestwie Hel i przykuli go tam do ostrej skały, że żadnym członkiem ruszyć nie mógł. Nad głową zdrajcy mściciele przytwierdzili żmiję, której jad bezlitośnie kapał na jego twarz. Sygin, żona Lokiego, podzieliła los potępieńca. Dzień i noc siedziała koło więźnia i łapała jad żmii do miseczki. Lecz gdy niewiasta podnosiła się, by wylać pełną miskę, Lokiego dręczył nieznośnie palący ból. Obracał się, a całym Midgardem targały wstrząsy, a ziemia drżała. To drżenie nazwali ludzie trzęsieniem ziemi. W te koszmarne noce wyje wilk Fenris, a Wąż Midgardu porusza się w otchłani morza, fale strzelają zaś wysoko do góry. Kipiel bije o wał, którym bogowie chronili Midgard przed morzem.
Autorem tekstu jest Jacek Fijołek
Post został pochwalony 0 razy
|
|